Przywrócić należną pamięć  o kresowych Polakach – Danuta Wojciechowska

Zapominanie to część procesu znikania

            Od zakończenia II wojny światowej minęło 78 lat, przewartościowanie historii za sprawą polityki historycznej jest faktem. Kombatanci i żyjący świadkowie ze zdumieniem słuchają propagandowych uproszczeń, niewyobrażalnych zafałszowań faktów historycznych i programowej manipulacji historią. Dotyczy to nie tylko czasów wojny, także okresu powojennego, a szczególnie w odniesieniu do ludobójczych działań ukraińskich faszystów z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN).

            Po zmianie ustroju w 1989r. Polska musiała dostosować się do strategii USA w zakresie polityki wschodniej, polega ona między innymi na wypieraniu wpływów Rosji na zachodnie tereny dawnego ZSRR. Polska zgodnie z doktryną symbolizowaną przez J. Giedroycia ma wspierać państwo frontowe – Ukrainę, w tej sytuacji o zamordowaniu minimum 200 tys. Polaków przez zbrojne formacje OUN, zgodnie z wolą Giedroycia – „należy zapomnieć”.

        Na temat tego ludobójstwa toczy się dialog w poprawnie politycznej retoryce i końca nie widać. Kierunek polityki obecnych polskich władz jest czytelny, za doktrynalną i planowana rzeź w imię strategicznego partnerstwa nie należy obarczać powołaną w 1929 r. OUN, która przed wojną i w czasie jej trwania ściśle współpracowała z Niemcami hitlerowskimi. Moja Mama, Monika Śladewska, była kombatantką 27 Wołyńskiej Dywizji AK i Drugiej Armii Wojska Polskiego, była świadkiem dotąd nienotowanego w historii Polski upowskiego barbarzyństwa. Rzeź wołyńską przeżyła w bazie samoobrony Zasmyki-Kupiczów.                                                                                             

   Tragedię kresowych Polaków upamiętniła w książce pt. „Z Kresów Wschodnich na Zachód” i w 143 artykułach o charakterze faktograficznym publikowanych na łamach „ Myśli Polskiej”, „Przeglądu”, „Polsce Wierni”, biuletynach „Na Rubieży” i „27 Wołyńskiej Dywizji AK”. Za swoją pracę została odznaczona 31 medalami i odznakami m.in.: Odznaką Grunwaldzką, Medalem za Odrę, Nysę i Bałtyk, Medalem Wojska, Medalem za Udział w Walkach o Berlin, Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Armii Krajowej, Odznaką Weterana Walk o Niepodległość, Odznaką Honorową „Platerówka WP”, Odznaką za Wkład Pracy Społecznej w Światowym Związku Żołnierzy AK, Brązowym Medalem „Za Zasługi  dla Obronności Kraju”, Srebrnym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Odznaką Obrońcy Polskiej Ludności na Kresach Południowo-Wschodnich II RP, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski,  Złotym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Złotym Medalem „Za Zasługi dla Obronności Kraju”, Odznaką Pamiątkową „AKCJI Burza”, Orderem  Polonia Mater Nostra Est Na Wieczną Pamięć Narodu Polskiego, Oficerskim Krzyżem Czynu Zbrojnego Polskiej Samoobrony na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej Polskiej, Medalem „Pro Memoria”, za Wybitne Zasługi w Utrwalaniu Pamięci o Ludziach i ich Czynach w Walce o Niepodległość Polski podczas II Wojny Światowej  i po jej zakończeniu,  Laurem Orderu Polonia Mater Nostra Est za szczególne zasługi dla Narodu i Państwa Polskiego, Odznaką „Szlak 2. Armii Wojska Polskiego 1944-1945”, Odznaką Honorową Złotą Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego, Odznaką 1000-Lecia Państwa Polskiego.W sytuacji gdy historycy w Biurze Edukacji Publicznej IPN zaczęli pisać  historię na polityczne zamówienie, manipulować faktami i sprowadzać jednostronną rzeź do „konfliktów polsko-ukraińskich” czy „wojny domowej” postanowiła dołączyć do grona osób, które walczą o prawdę, o godne uczczenie ofiar OUN-UPA. Pracowników instytucji naukowych obowiązuje zasada bezstronności i obiektywizmu, niestety zwyciężyła polityka.                                                               Po roku 1989 zaistniała paradoksalna sytuacja: polscy i ukraińscy wybitni znawcy historycznych zaszłości, zostali zepchnięci w mrok nieistnienia, w naukowej instytucji chroniącej pamięć  narodu do głosu doszła grupa ludzi o ounowskiej proweniencji, która bezkarnie mogła manipulować historią. Wystąpienia tej grupy były zgodne z kanonem politycznej poprawności i zbieżne z poglądami wybielaczy OUN-UPA usytuowanymi w „Naszym Słowie” organie prasowym ZUwP na łamach którego jawnie nobilituje się zbrodniarzy wojennych. Toczy się spór o prawdę historyczną, czas upływa i przełomu nie widać. Prawda, która przeciętnemu człowiekowi wydaje się czymś oczywistym jest kwestionowana przez aktywistów ukraińskiej mniejszości narodowej i ich protektorów, a także przez politycznie poprawnych dziennikarzy. Nie dowiemy się o ideologii Doncowa, o „Dekalogu” ukraińskiego nacjonalisty, ani o założeniach programowych organizacji, która  odpowiada za zbrodnie przeciwko ludzkości.                                                Mama należała  do pokolenia, które walczyło i odbudowywało kraj, wojna zabrała im najpiękniejsze lata, pozostał żal, że to co z wielkim trudem budowali, zostało roztrwonione przez dwa postsolidarnościowe stronnictwa, o tożsamej genezie i podobnych pomysłach na Polskę. Zgodnie ze współczesnymi kanonami politycznej poprawności jej życie i życie dwóch pokoleń skazano na zapomnienie, odmawia się państwowości Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, mimo że była  ojczyzną milionów Polaków realizujących swoje ambicje i była uznawana przez wszystkie rządy świata. Skoro miedzy II i III Rzeczpospolitą był bliżej nieokreślony „twór” to pogrobowcy OUN-UPA twierdzą, że po wojnie tzw. UPA walczyła z komunistami, a nie przeciwko Państwu Polskiemu. Takie ustawienie problemu po 1989 r. skutkowało decyzjami podjętymi przez rządzących, godzącymi w polską racje stanu.

            Potępienie wszystkich lat PRL służy bezkarności stalinowców z grupy L. Bermana i jej rodzin, odpowiedzialnych za represje AK-owców, Al-owców, duchownych i żołnierzy powracających z zagranicy. Osądzenie tych osób po zmianie ustroju było niemożliwe gdyż ich następcy przepoczwarzyli się w demokratów, obrońców wolności, stanowili ideotwórczą kadrę „ Solidarności” i przejęli władzę. Ukraina stała się partnerem strategicznym Polski.

        Narzucona po 1989 r. „poprawność polityczna” nakazuje – nie drażnić Ukraińców, de facto ukraińskich faszystów. W obronę ukraińskiego nacjonalizmu wpisało się wiele osób nie tylko polityków, dziennikarzy także ludzi światłych, wydawałoby się, że nie jest im obca polska racja stanu. Nazwiska senatorów, którzy dopuścili się zdrady narodowej i zagłosowali za przyjęciem uchwały w sprawie potępienia akcji „Wisła” (prawidłowo operacji) są zamieszczone w stenogramie 30 posiedzenia Senatu  5 sierpnia 1990 r. Inicjatorem ounowskiego projektu uchwały był działacz „Solidarności” dotąd uchodzący za Polaka prof. Roman Duda. W uchwale wyeksponowano skutki operacji „Wisła” przemilczano przyczyny, które do niej doprowadziły. Antypolska uchwała spowodowała uaktywnienie nastrojów rewindykacyjnych.

            O przyjęcie uchwały potępiającej operację „Wisła” przez Sejm X kadencji usilnie zabiegał czołowy protektor ukraińskiego nacjonalizmu Jacek Kuroń. Przegłosowanie uchwały zablokował poseł PSL  Janusz Dobrosz. Wielkie zasługi, że nie została ona przeforsowana w Sejmie miał poseł Jerzy Wuttke. Według pisemnych relacji wymienionych posłów dochodziło do nacisków z zewnątrz  i propozycji korupcyjnych. Sprawa przyjęcia uchwały przez Sejm dla pogrobowców OUN-UPA była tak ważna, że 8 listopada 2012 r. Komisja Mniejszości Narodowych pod przewodnictwem Mirona Sycza ponownie przedstawiła projekt uchwały „W sprawie potępienia akcji „Wisła” i tym razem Sejm proponowanego projektu uchwały nie przyjął. W tym czasie apologeci OUN przygotowali się do wielkiej batalii o rehabilitację tzw. UPA.

            60. rocznica operacji „Wisła” była nagłośniona wyjątkowo hałaśliwie, 30 grudnia 2006 r.  Światowy Kongres Ukraińców wystąpił z apelem do Rady Europy, ONZ i innych organizacji międzynarodowych by skłoniły Polskę do uznania, akcji „Wisła” za czystkę etniczną, w apelu napisano, że była to największa tragedia jaka spotkała naród ukraiński od czasu Wielkiego Głodu w latach 1932-1933 oraz strasznych cierpień epoki II wojny światowej, autorzy apelu przypomnieli, że w 1990 r. Senat potępił „akcję Wisła” jako zło popełnione przez reżim komunistyczny natomiast „polski Sejm odmówił zajmowania się tym problemem”.

     Bezspornym faktem jest, że operacja „Wisła” przeprowadzona w czasie  od 28 kwietnia do 30 lipca 1947 r. w południowo-wschodnich powiatach Polski położyła kres ludobójczej działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów  (OUN) i jej formacji zbrojnej tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Całość działań określonych operacją „Wisła”, poparło całe społeczeństwo, a jej zasadność, mimo wysiłków struktur ukraińskiego nacjonalizmu na Zachodzie, nie poddała w wątpliwość Organizacja Narodów Zjednoczonych.

            Ukraińscy nacjonalistyczni propagandziści w III RP znaleźli wdzięczną arkadię, korzystają z niewiedzy i niemocy państwa. Przy pomocy Polaków ruch militarnych struktur OUN, typu faszystowskiego przekształcili w ruch narodowo-wyzwoleńczy i naiwnym wmówili, że bez OUN-UPA nie było by wolnej Ukrainy. Ukraina uzyskała niepodległość w wyniku rozpadu ZSRR i jest prawnym następcą USRR. Przekazywany przez apologetów OUN zniekształcony obraz czasu wojny i płonących Bieszczad oraz demonstrowanie wielkiego krętactwa w przychylnej im prasie, sprawia, iż wiedza o dramacie Kresów Wschodnich, jaką aktualnie niesie polska oświata i polski system medialny jest na zatrważająco niskim poziomie, jest to niebezpieczne dla tożsamości i pamięci narodu. Polityka w tym zakresie jaką prezentują władze III RP jest szkodliwa dla Polski i Ukrainy. Jak długo można udawać, że problemu nie ma. Polskie elity (z wyjątkami) wybrały amnezję historyczną zamiast pamięci. Torpedowanie prób upamiętnienia ounowskiego ludobójstwa hańbi rządzących, niezależnie od opcji politycznych.

            Po zmianie systemu politycznego Polacy oczekiwali na ujawnienie najokrutniejszej zbrodni II Wojny Światowej, otrzymali politycznie poprawny bełkot o „tragedii wołyńskiej”, „winach wzajemnych”, „bratobójstwie”. W tej sytuacji przywracanie pamięci o ofiarach OUN-UPA nie jest łatwe. W Polsce banderofilstwo objęło szerokie  kręgi z władzą najwyższą włącznie. Spadkobiercy tradycji OUN do gry wciągnęli Cerkiew grekokatolicką i prawosławną Patriarchatu Kijowskiego oraz nic nie znaczącą Wołyńską Radę Kościołów. W orędziu Wołyńskiej Rady dopisali rzymskokatolickiego biskupa Stanisława Szyrokoradiuka, który w posiedzeniu nie uczestniczył i dokumentu nie podpisał.

            Zwierzchnik grekokatolików Światosław Szewczuk w orędziu odniósł się min. do pamięci i dokonał odkrycia, mianowicie powiedział, że „narody polski i ukraiński będą mieć odmienną zbiorową pamięć” gdyż „Bóg stworzył nas jako różnych”. Tak sformułowana teza jest nie do przyjęcia przez chrześcijan. Niemoralne jest rozkładanie odpowiedzialności za grzech poprzedników na naród i przypisywanie wszystkim Ukraińcom jednego ideologicznego stygmatu. Wiernym należy powiedzieć dlaczego różna jest pamięć polska i ounowsko-banderowska. W polskiej pozostał krzyk mordowanych, obraz nieba rozświetlonego łunami pożarów, widok odnalezionych ciał z odciętymi głowami, kończynami i rozprutymi brzuchami.

            Z propagandową ofensywą pogrobowców OUN-UPA nie poradził sobie Episkopat Polski, nie przyjął do wiadomości faktu współodpowiedzialności Cerkwi greckokatolickiej za zbrodnię ludobójstwa dokonanego na 200 tys. bezbronnych Polaków, bez zastrzeżeń powielił ounowską optykę wydarzeń i wybaczył ludobójcom bez chrześcijańskiego aktu ekspiacji. W liście z 7 sierpnia 2004 r. do kardynała Lubomyra Huzara napisano: „Uparte polonizowanie ruskiej ludności dzisiejszej Ukrainy poprzedzało rusyfikacje, co było ogromną krzywdą dla ludności . . . Krzywdy nagromadzone przez stulecia wybuchły gwałtowną zemstą i mordami, zwłaszcza, że postawa nienawiści była była sprytnie wykorzystywana przez politykę państw trzecich”. Wspólne deklaracje i orędzia hierarchów jakie ukazały się w następnych latach obciążające „trzecią siłę” do pojednania z „galicyjskimi” ounowcami nie doprowadziły.

            Przyjęcie przez Sejm uchwały w dniu 22 lipca 2016 r. o Narodowym Dniu Pamięci Ofiar Ludobójstwa wywołało histerię pogrobowców OUN-UPA, nawoływano do obalenia polskich pomników, A. Kurinnyj z partii „Swoboda” oświadczył, że rozpoczyna pracę nad projektem ustawy, która przewiduje uznanie tzw. Zakierzonii za terytorium etnicznie ukraińskie. Na początku 2017 r. doszło do wysadzenie pomnika w Hucie Pieniackiej. Na zbiorowej mogile w Bykowni namalowano napis gloryfikujący OUN-UPA i SS-Galizien, ostrzelano polski konsulat w Łucku, na konsulacie we Lwowie pojawił się napis „Nasza ziemia”, a w Podkamieniu „śmierć Lacham”. W ostatnim czasie było wiele innych incydentów, nacjonaliści oświadczyli: „My obywatele Ukrainy jesteśmy oburzeni anty-ukraińskimi oświadczeniami najwyższych urzędników Polski, którzy w ultymatywnej formie żądają od Ukrainy by wyparła się heroizacji S. Bandery i UPA”. Minister spraw zagranicznych Ukrainy P. Klimkin napisał: „Potępiam kolejne akty wandalizmu na Lwowczyźnie odnośnie polskich pomników. Widać charakter pisma trzeciej strony”. Władze Ukrainy zapowiedziały, że dołożą wszelkich starań by ująć sprawców, ale jednocześnie w mediach pojawiły się głosy, że w antypolskie ekscesy zaangażowane są „trzecie siły”.

Wyznawcą tezy „trzeciej siły” był J. Giedroyć, w redagowanej przez siebie „Kulturze” wyeksponował polską winę, kreował mityczny obraz tzw. UPA i kamuflował istotę problemu. Giedroyć łamy „Kultury” udostępnił zbrodniarzom wojennym, którzy bezkarność zawdzięczali zimnej wojnie. Mykoła Łebed – organizator rzezi Polaków w sposób standardowy zaprzeczał zbrodni ludobójstwa dokonanej przez OUN-UPA, ukraińskich faszystów przedstawiał jako ofiary reżimów niemieckiego i sowieckiego. W należących do „Kultury” Zeszytach Historycznych ukazywały się publikacje o charakterze czysto propagandowym, przykładem wielkiego krętactwa i cynizmu był artykuł T. Olszańskiego pt „Walki polsko-ukraińskie 1943-1947”. (Zeszyty Historyczne nr 90). Streszczenie tego artykułu zamieściła „Rzeczpospolita” (5-6, 01, 1991) pod tytułem „Pamięć o Kresach- tak, ale jaka?”. Autor tak wybielił ludobójczą organizację, że świadkowie doznali szoku, napisał mianowicie: „Po kraju snuły się bandy dezerterów, pełno było band rabunkowych . . .  w wielu wypadkach należy podejrzewać prowokacyjną działalność partyzanckiego NKWD, mordującego Polaków tak aby obciążyć winą UPA . . .  I bardzo wiele ofiar lekkomyślnie przypisywanych „ukraińskim nacjonalistom” padło w rzeczywistości ofiarą mordów kryminalnych”. Szczytem hipokryzji Olszańskiego było twierdzenie, że celem akcji UPA było wypędzenie, a nie wymordowanie i że współpraca AK z partyzantką radziecką była kolaboracją na dużo większą skalę niż współpraca UPA z niemieckimi siłami zbrojnymi. Te i inne absurdalne wywody, odpowiadające nowym założeniom politycznym, Giedroyć drukował i umacniał swoim autorytetem, tym samym wyrządził szkodę polskiej sprawie narodowej.

            Osobliwym fenomenem polskiej rzeczywistości jest fakt, że wszystkim którzy bronią honoru polskiego żołnierza-obrońcy i pamięci ofiar ounowskiej zbrodni, przypisuje się złą wolę, wzniecanie nienawiści, a nawet szowinizm. W propagandowym filmie Linkowskiego „Niewygodny” wyemitowanym w TVP, na oczach milionów Polaków powiązano Prymasa Wyszyńskiego z NKWD. Funkcjonariusze tej instytucji, rzekomo fałszowane dokumenty dotyczące Abp Szeptyckiego wysyłali do Watykanu, a z niechęci do zwierzchnika Cerkwi greckokatolickiej, Prymas Wyszyński sprzeciwił się rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego. Pominięto przyczyny protestu Prymasa Wyszyńskiego i innych duchownych odnośnie świętości Sługi Bożego Szeptyckiego, moralnie odpowiedzialnego za zbrodnie dokonane przez OUN-UPA. 

            Temat ukraińskiego nacjonalizmu jest zbyt kłopotliwy dla sił układu jaki ukształtował się po 1989 r. Wpływowe media tworzyły atmosferę wyciszania i wybielania ounowskiego ludobójstwa, przypominanie największej tragedii kresowych Polaków rzekomo utrudnia relacje z Ukrainą lub wręcz jest atakiem na Ukrainę. Z przerażeniem wysłuchałam wywodów dwóch probanderowskich profesorów, z których jeden twierdziło,że w dokumentach OUN z 1929 r. nie było mowy o zabijaniu kresowych Polaków. Miano ich prosić, żeby opuścili dobrowolnie te tereny. Drugi profesor twierdził natomiast, że relacje świadków zebrane po 1989 roku nie maja wielkiej mocy. Trzeba było spisywać je po wojnie.

To jak wybielić banderowca, który na oczach dziecka upuścił krew  matce i wypił ją w nadziei, że to da mu więcej siły do rizania Polaków? Jak wybielić okrucieństwo upowskiego bandyty, który na oczach cudem ocalałej dziewczynki odrąbał ręce jej bratu? Ci świadkowie uwolnią się od tych przeżyć dopiero w godzinę śmierci.16 kwietnia 2023 r. przypadła 78 rocznica forsowania Nysy Łużyckiej przez żołnierzy 2. Armii Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Karola Świerczewskiego. Z politycznych względów była to rocznica zapomniana, mimo że w operacji łużyckiej brało udział wielu byłych żołnierzy  Armii Krajowej. Pamiętają o niej żyjący weterani, organizacje kresowe  i kombatanckie Dolnego Śląska. To przez Dolny Śląsk wiedzie szlak bojowy 2 Armii WP, 1 Korpusu Pancernego i innych jednostek polskiego zgrupowania uderzeniowego biorącego udział w walkach z Niemcami na głównym froncie drugiej wojny światowej.  Jest to historia, w której została zamknięta wyjątkowo ważna część naszego życia.

            Historycy z politycznego nadania umniejszają rolę frontu wschodniego, obrażają żołnierzy walczących w ramach tego frontu, piszą  że nie było to wojsko polskie, że wskutek nieudolności dowódcy bitwa pod Budziszynem była klęską i tym podobne epitety. Moja Mama miała wówczas  19 lat, była żołnierzem batalionu sanitarnego 10 dywizji 2 Armii WP. W marcu 1944 r. Pierwszy Korpus Polski przekształcono w Armię Polską. Na wezwanie Rady Wojennej Armii Polskiej zgłaszali się młodzi mężczyźni i młode kobiety. Podana wiadomość, że ponad stutysięczna Armia Polska, doskonale uzbrojona, stoi już u progu Polski oraz hasło „stawajcie wszyscy do walki z okupantem niemieckim” i widok polskich żołnierzy, poderwał tysiące Polek i Polaków z Wołynia i Podola.

Mobilizacja trwała, bez wytchnienia pracowały komisje lekarskie, pośpiech dyktowany był koniecznością szybkiego formowania jednostek, aby jeszcze zdążyć na front. Stosunkowo wcześnie odjeżdżały transporty z poborowymi do Sum, Żytomierza, a w czerwcu 1944 r. transport jeden za drugim podążał na Wschód. Była to najkrótsza droga do Polski nie dlatego, iż tak głosiła oficjalna propaganda, lecz sytuacja spowodowała, że tak było istotnie. Armia Polska szła z ogromną siłą, jaką w tym czasie stanowiły wojska radzieckie. Ówczesna rzeczywistość w tak wielkim historycznym przedsięwzięciu niosła rozwiązania, wydarzenia narzuciły taką a nie inną drogę. Linia frontu wschodniego przesunęła się na zachód i południe, olbrzymim występem zbliżała się do Bugu, na Wołyniu po stronie uwolnionej było miasto Łuck, Dubno, Równe, a w Karpatach załamywała się w kierunki południowo-wschodnim, stąd konstatacja szybka. Sprawa była pilna, konieczność sama pchała do przodu, życie wciągało pomimo wielu niewiadomych. Zaczynało się myśleć kategoriami szerszymi niż sprawa własnego losu. Wielu partyzantów, którzy nie poszli z 27 Dywizją, jak również żołnierzy, którzy bronili polskich baz, zgłosiło się do Wojska Polskiego.

Widok polskich żołnierzy w tradycyjnych polskich mundurach i rogatywkach, dobrze ubranych oraz ładnie w nich wyglądających dziewcząt, w przeciwieństwie do spłowiałych i nieefektownych uniformów-gimnastiorek Rosjanek wywarł ogromne wrażenie. Najważniejsze  było wojsko polskie, tak jak i niedawno polska partyzantka. Naturalnie nikt nie znał szczegółów układów politycznych. W młodych umysłach nie rozważało się problemów dotyczących skomplikowanych podziałów czy niuansów koncepcji politycznych.  W tamtym czasie nikt na te tematy nie dyskutował. Całe rodziny, przeważnie matki z dziećmi, tak bardzo były zaabsorbowane warunkami materialnymi, właściwie sprawa ograniczała się do przeżycia jeszcze ten jeden miesiąc.

Polakom na Wołyniu przyświecała jedna myśl: walka z głównym wrogiem – Niemcami i banderowcami. Walczyło się o Polskę i o przetrwanie wszędzie tam, gdzie takie możliwości powstały. Szeregowi żołnierze mieli zaufanie do generała Berlinga, dziewczęta również, chociaż on miał z nimi kłopoty w pierwszym stadium organizowania dywizji. Po prostu za dużo kobiet zgłosiło się do Wojska Polskiego, oczywiście w Siedlcach nad Oką. Uznanie dla gen. Berlinga wypływało z oczywistego faktu, wczorajsi sponiewierani nędzarze wracali do Polski dobrze zorganizowani, uzbrojeni, stanowili dużą siłę bojową, więc ciemne obrazy przeszłości przesłaniała radość powrotu do Ojczyzny. W Kiwercach był symboliczny skrawek Polski z biało-czerwonymi proporcami, orłami z jasnych kamyków. Ileż wówczas w tę żmudną i staranną pracę wkładali serca i pomysłowości polscy żołnierze stacjonujący na ziemi kiwereckiej.

             Zbiorowe losy kresowych Polaków wyznaczyły pewne ciągi historyczne, tak różnie się ułożyły, jak różne były drogi i okoliczności prowadzące do polskiego wojska. Wojna spowodowała, iż rozproszyli się i w czasie jej trwania znaleźli niejako po obu stronach, lecz  nie pytano ich, gdzie chcą walczyć i sami drogi nie wybierali. Na wojennym szlaku nadziei byli tam, gdzie skierował ich rozkaz, lecz łączył jeden ból i jedna tęsknota.  Pokolenie mojej Mamy w poczuciu patriotyzmu trwało i szło przez płonące miasta i płonące fronty Europy aż 2078 dni. Mocą swoich wysiłków współtworzyło fakty o wadze dziejowej. W imię fikcyjnych różnic podzielili ich politycy a oni byli tylko żołnierzami, jednakowo ginęli od bomb, odłamków, min, serii karabinów maszynowych, z tym samym słowem – Polska.

Przeżyli tyle zdarzeń biorąc udział w tak ważnych operacjach wojennych. Wierzyli, że służą Polsce, nie oczekiwali za swój trud niczego. W każdym z nich wola walki i zapał był ten sam, cel i ideały także. Przy każdej z ich frontowych dróg pozostały mogiły, nie zawsze tylko ktoś bliski postawi na nich świeczkę, lecz  patriotyczny obowiązek został spełniony po obu stronach.

            Zwycięstwo drogo kosztowało Polaków, pomnik najwyższej ofiary to cmentarz w Zgorzelcu. Na swoim bojowym szlaku Druga Armia poniosła straty: 4981 poległych, 11 454 rannych żołnierzy, 2815 zaginionych. Nie ma mogił, po wsze czasy pozostali w ziemi, która zgromadziła wiele ludzkich prochów.

            Mama odeszła z tego świata w przeświadczeniu, że jej wojenna męka, walka piórem o prawdziwy obraz tragedii Polaków na Kresach Południowo-Wschodnich i 30 lat pracy społecznej w Stowarzyszeniu Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, organizacjach kresowych i Światowym Związku Żołnierzy AK, poszły na marne. Czy jest coś gorszego dla wielkiej patriotki, która słowa Ojczyzna pisała zawsze dużą literą i oddała jej całą duszę. W osiemdziesiątą rocznicę ludobójstwa na Kresach Południowo-Wschodnich zorganizowano we wrocławskim IPN wystawę „ Ocaleni, wołanie o pamięć”.  Nie zgłoszono kandydatury mojej Mamy

Danuta Wojciechowska